piątek, 21 marca 2014

Prolog

Nie jest zachwycający, ale mam skrytą nadzieję, że wam się spodoba. Proszę, komentujcie!
Prolog wyjątkowo napisany z perspektywy matki Roberta.
____________________________________________________________________
*Perspektywa Isabelli*
To on. To on to zrobił… Przez niego mogę dostrzec tylko rozlaną krew w moim malutkim ogrodzie. To on zabił mojego męża! Dlaczego? Ale dlaczego? Jeśli nie poda mi konkretnego wytłumaczenia, co do tej sprawy, to zabiję go żywcem!
,,Już nie żyjesz, Jeremy… ‘’ – pomyślałam.
Ubrałam się w kurtkę, założyłam perukę i pomalowałam się, wyjeżdżając za kontury moich wąskich ust. Udając się do miejscowego metra, miałam wyrzuty sumienia, że chcę to zrobić. Cóż, wolny kraj. On zabił jego, ja odwdzięczę się mu tym samym.
Nieoczekiwanie, w mojej głowie odezwał się głosik:
,,Zachowuję się jak dziecko, zgłoszę to na policję!’’.
Ale ja postanowiłam wziąć tą sprawę we własne ręce.  Kiedy byłam na drugim krańcu naszego miasta, nie zrezygnowałam z mojej decyzji. Podeszłam pod dom Jeremy’ego. Upewniłam się, czy mam w kieszeni pistolet. Mam. Wszystko gotowe…  Pozostaje tylko czekać.
O godzinie 15:00 Jeremy nareszcie otworzył furtkę do swojego podwórka. Ja już tam na niego czekałam.
-Kim ty jesteś?! Dzwonię na policję! – powiedział przerażony.
Wiedziałam, że zawsze Jeremy był nerwowy, więc mu odpowiedziałam:
- Jestem bliską osobą kogoś, kogo zabiłeś. I to ja raczej powinnam zadzwonić na policję.
- Isabella? – spytał, po czym chciał uciec do domu, lecz ja go złapałam za kołnierz od garnituru.
- Nie musisz wiedzieć kim jestem. To ja chcę się czegoś dowiedzieć… Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie rozumiem o co ci chodzi. – próbował się obronić Jeremy.
Rozejrzałam się po ogródku. Piękne lawendy rosły w słońcu, chwasty, które charakteryzowały dom Jeremiego zostały usunięte, a słoneczniki monotonnie kołysały się na lekkim wietrze. Ławki ogrodowe stały w bezruchu i wydawałoby się, że wokół nie ma żywej duszy, oprócz mnie i Jeremy’ego.
- Na pewno rozumiesz. Zabiłeś Louisa! Byliście przyjaciółmi!
- No, a więc się domyśliłaś… Myślałem, że podejrzenia przerzucisz na swoją siostrę, Julie… Mamy takie same inicjały…
- Ale nie pracujecie w tej samej firmie! Wiem, że pracujesz w fabryce wytwarzającej pistolety. A ponieważ zostawiłeś pistolet na miejscu zbrodni, mogłam się domyślić, że twoje inicjały i nazwa twojej firmy prowadzą mnie do dość zdumiewającego rozwiązania zagadki.
- Tyle, że Julie nienawidziła swojego szwagra, a ja byłem jego przyjacielem.
- Pytam się po raz ostatni… Dlaczego to zrobiłeś?
- Miałaś ze mną romans. Pamiętasz, prawda? Nadal cię kocham i chcę, abyś była ze mną. Kocham tylko ciebie!
- To nie był romans! Byłam pijana i to, że cię raz pocałowałam i flirtowaliśmy, to nie znaczy, że już jest romans! Bądź dojrzalszy!
- Ale ja cię kocham, Isabello!
- Ale ja ciebie nie…
- Nie? A więc będziesz musiała zginąć, abyś nikomu się nie wygadała!
Uderzył mnie tak mocno, że pomyślałam, że już brakuje mi tchu. Ale przypomniałam sobie, po co tu przyszłam. I… Wykonałam strzał. Jeremy padł martwy na ziemię.
Nie spodziewałam się, że ktoś nas podsłuchuje. Hannah, pokojówka Jeremy’ego wszystko widziała i krzyknęła:
- Zabójczyni na naszym podwórku! Pomocy! Ratunku! Stój! Już dzwonię na policję.
Na szczęście, byłam bardzo szybka i pobiegłam na stację metra. Dobrze, że ten transport nie jest wolny. Bezpiecznie dotarłam do domu.
- Nie martw się, Robercie. Twój tata zawsze będzie z tobą… i ja też. – powiedziałam do mojego synka, którego nosiłam w brzuchu.
To był już dziewiąty miesiąc ciąży i niedługo spodziewałam się porodu. Tak też się stało. Tydzień później razem z malutkim Robertem byliśmy już w domu.
I pomyśleć, że te sześć lat upłynęło tak prędko. Mój syn idzie do pierwszej klasy!
Pewnego dnia, przyszedł ze szkoły bardzo zmartwiony.
- Co się stało, synku? – spytałam.
- Każdy ma tatę. A ja? Gdzie mój tata? – zamyślił się.
- Och… Robercie, wiedziałam, że kiedyś o to zapytasz… Otóż… Tata jest bardzo wysoko… Tam na górze…
- W kosmosie? Tata jest astronautą?! Wypas! – zadowolił się.
- Niekoniecznie. Jest jeszcze wyżej niż w kosmosie. Bo widzisz… Twój tatuś bardzo cię kocha… I… Nigdy nie wróci…
- Och… To niedobrze… - powiedział wielce smutny synek.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Policja! Poszukujemy pani Isabelli Flogers!
- Schowaj się! Na strych, jazda! – krzyknęłam do synka.
Dobrze, że jest bardzo posłuszny.
Ze strachem otworzyłam drzwi.
Zaprosiłam pana policjanta na filiżankę kawy i opowiedziałam mu całą historię.
- Och, czyli przyznaje się pani! To jakiś ciąg morderstw. Niniejszym ogłaszam, że zostaje pani zatrzymana i pojedzie pani ze mną na komisariat. Czy ma pani dzieci?
- Mam synka, Roberta.
- Czy jest ktoś, kto mógłby się nim zaopiekować?
- Moja siostra, Julie Jacksons.

Rok później:
Uciekłam z więzienia, przez bardzo słabo wykonane okno. Marzyłam, żeby wyjechać z tego przeklętego miejsca. Ponieważ nie byłam biedna, postanowiłam się przeprowadzić razem z synkiem do Miami. To kawał stąd, więc będziemy bezpieczni. Przynajmniej tak mi się wydaje…

4 komentarze:

  1. Matko, świetnie się zaczyna! Omg zainspirowałam Cię O.o Czekam nn, bo to zapowiada się fantastycznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Już za niedługo 1 rozdział. Możliwe, że nawet jutro :)

      Usuń
  2. Nie skomentowałam od razu, bo tak mnie wciągnęło, że poleciałam czytać kolejne :) SUPER!

    OdpowiedzUsuń
  3. T.O. J.E.S.T. G.E.N.I.A.L.N.E.!!!! Nigdy jeszcze nie czytałam takiego prologa i bardzo mi się podoba jego forma. Super to wymyśliłaś i tak wciągająco!

    OdpowiedzUsuń