Nie jest zachwycający, ale mam skrytą nadzieję, że wam się spodoba. Proszę, komentujcie!
Prolog wyjątkowo napisany z perspektywy matki Roberta.
____________________________________________________________________
*Perspektywa Isabelli*
To on. To on to zrobił…
Przez niego mogę dostrzec tylko rozlaną krew w moim malutkim ogrodzie. To on
zabił mojego męża! Dlaczego? Ale dlaczego? Jeśli nie poda mi konkretnego
wytłumaczenia, co do tej sprawy, to zabiję go żywcem!
,,Już nie żyjesz, Jeremy…
‘’ – pomyślałam.
Ubrałam się w kurtkę,
założyłam perukę i pomalowałam się, wyjeżdżając za kontury moich wąskich ust. Udając
się do miejscowego metra, miałam wyrzuty sumienia, że chcę to zrobić. Cóż,
wolny kraj. On zabił jego, ja odwdzięczę się mu tym samym.
Nieoczekiwanie, w
mojej głowie odezwał się głosik:
,,Zachowuję się jak
dziecko, zgłoszę to na policję!’’.
Ale ja postanowiłam
wziąć tą sprawę we własne ręce. Kiedy
byłam na drugim krańcu naszego miasta, nie zrezygnowałam z mojej decyzji.
Podeszłam pod dom Jeremy’ego. Upewniłam się, czy mam w kieszeni pistolet. Mam.
Wszystko gotowe… Pozostaje tylko czekać.
O godzinie 15:00
Jeremy nareszcie otworzył furtkę do swojego podwórka. Ja już tam na niego
czekałam.
-Kim ty jesteś?!
Dzwonię na policję! – powiedział przerażony.
Wiedziałam, że zawsze
Jeremy był nerwowy, więc mu odpowiedziałam:
- Jestem bliską osobą
kogoś, kogo zabiłeś. I to ja raczej powinnam zadzwonić na policję.
- Isabella? – spytał,
po czym chciał uciec do domu, lecz ja go złapałam za kołnierz od garnituru.
- Nie musisz wiedzieć
kim jestem. To ja chcę się czegoś dowiedzieć… Dlaczego to zrobiłeś?
- Nie rozumiem o co ci
chodzi. – próbował się obronić Jeremy.
Rozejrzałam się po
ogródku. Piękne lawendy rosły w słońcu, chwasty, które charakteryzowały dom
Jeremiego zostały usunięte, a słoneczniki monotonnie kołysały się na lekkim
wietrze. Ławki ogrodowe stały w bezruchu i wydawałoby się, że wokół nie ma
żywej duszy, oprócz mnie i Jeremy’ego.
- Na pewno rozumiesz. Zabiłeś
Louisa! Byliście przyjaciółmi!
- No, a więc się
domyśliłaś… Myślałem, że podejrzenia przerzucisz na swoją siostrę, Julie… Mamy
takie same inicjały…
- Ale nie pracujecie w
tej samej firmie! Wiem, że pracujesz w fabryce wytwarzającej pistolety. A
ponieważ zostawiłeś pistolet na miejscu zbrodni, mogłam się domyślić, że twoje
inicjały i nazwa twojej firmy prowadzą mnie do dość zdumiewającego rozwiązania
zagadki.
- Tyle, że Julie
nienawidziła swojego szwagra, a ja byłem jego przyjacielem.
- Pytam się po raz
ostatni… Dlaczego to zrobiłeś?
- Miałaś ze mną
romans. Pamiętasz, prawda? Nadal cię kocham i chcę, abyś była ze mną. Kocham
tylko ciebie!
- To nie był romans!
Byłam pijana i to, że cię raz pocałowałam i flirtowaliśmy, to nie znaczy, że
już jest romans! Bądź dojrzalszy!
- Ale ja cię kocham,
Isabello!
- Ale ja ciebie nie…
- Nie? A więc będziesz
musiała zginąć, abyś nikomu się nie wygadała!
Uderzył mnie tak
mocno, że pomyślałam, że już brakuje mi tchu. Ale przypomniałam sobie, po co tu
przyszłam. I… Wykonałam strzał. Jeremy padł martwy na ziemię.
Nie spodziewałam się,
że ktoś nas podsłuchuje. Hannah, pokojówka Jeremy’ego wszystko widziała i
krzyknęła:
- Zabójczyni na naszym
podwórku! Pomocy! Ratunku! Stój! Już dzwonię na policję.
Na szczęście, byłam
bardzo szybka i pobiegłam na stację metra. Dobrze, że ten transport nie jest
wolny. Bezpiecznie dotarłam do domu.
- Nie martw się,
Robercie. Twój tata zawsze będzie z tobą… i ja też. – powiedziałam do mojego
synka, którego nosiłam w brzuchu.
To był już dziewiąty
miesiąc ciąży i niedługo spodziewałam się porodu. Tak też się stało. Tydzień
później razem z malutkim Robertem byliśmy już w domu.
I pomyśleć, że te
sześć lat upłynęło tak prędko. Mój syn idzie do pierwszej klasy!
Pewnego dnia,
przyszedł ze szkoły bardzo zmartwiony.
- Co się stało, synku?
– spytałam.
- Każdy ma tatę. A ja?
Gdzie mój tata? – zamyślił się.
- Och… Robercie,
wiedziałam, że kiedyś o to zapytasz… Otóż… Tata jest bardzo wysoko… Tam na
górze…
- W kosmosie? Tata
jest astronautą?! Wypas! – zadowolił się.
- Niekoniecznie. Jest
jeszcze wyżej niż w kosmosie. Bo widzisz… Twój tatuś bardzo cię kocha… I… Nigdy
nie wróci…
- Och… To niedobrze… -
powiedział wielce smutny synek.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Policja! Poszukujemy
pani Isabelli Flogers!
- Schowaj się! Na
strych, jazda! – krzyknęłam do synka.
Dobrze, że jest bardzo
posłuszny.
Ze strachem otworzyłam
drzwi.
Zaprosiłam pana
policjanta na filiżankę kawy i opowiedziałam mu całą historię.
- Och, czyli przyznaje
się pani! To jakiś ciąg morderstw. Niniejszym ogłaszam, że zostaje pani
zatrzymana i pojedzie pani ze mną na komisariat. Czy ma pani dzieci?
- Mam synka, Roberta.
- Czy jest ktoś, kto
mógłby się nim zaopiekować?
- Moja siostra, Julie
Jacksons.
Rok później:
Uciekłam z więzienia,
przez bardzo słabo wykonane okno. Marzyłam, żeby wyjechać z tego przeklętego
miejsca. Ponieważ nie byłam biedna, postanowiłam się przeprowadzić razem z
synkiem do Miami. To kawał stąd, więc będziemy bezpieczni. Przynajmniej tak mi
się wydaje…
Matko, świetnie się zaczyna! Omg zainspirowałam Cię O.o Czekam nn, bo to zapowiada się fantastycznie! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Już za niedługo 1 rozdział. Możliwe, że nawet jutro :)
UsuńNie skomentowałam od razu, bo tak mnie wciągnęło, że poleciałam czytać kolejne :) SUPER!
OdpowiedzUsuńT.O. J.E.S.T. G.E.N.I.A.L.N.E.!!!! Nigdy jeszcze nie czytałam takiego prologa i bardzo mi się podoba jego forma. Super to wymyśliłaś i tak wciągająco!
OdpowiedzUsuń